czwartek, 1 stycznia 2015

Księga Pierwsza l Prolog

Księga Pierwsza
Prolog



-Dlaczego zawsze musisz mnie odpychać, Damon, co jest w tobie takiego, że nie chcesz mnie do siebie dopuścić?! - wykrzyknęła prosto w jego twarz próbując wyrwać drobne, zaciśnięte dłonie z jego żelaznego uścisku. Z jej dziecięcej twarzy nie schodził wyraz zdeterminowania, nawet pod naporem rozwścieczonego spojrzenia niebieskich tęczówek.
-Przestań się doszukiwać czegoś, czego tak naprawdę nie ma – warknął przez zaciśnięte zęby, nie zwalniając chwytu, z uporem próbując spłoszyć ją wejrzeniem w oczy, ale doszukał się w nich tylko wściekłości przemieszanej ze smutkiem – Musisz być aż taka głupia? Lecieć do mnie, jak ćma do światła? Po prostu odpuść, nic tu dla ciebie nie ma. - odepchnął od siebie jej zaciśnięte dłonie i odwrócił się plecami od jej postaci.
Nie chciał widzieć smutnego wzroku, którym powiodła za jego ciałem. Nie chciał widzieć opuszczonych powiek spod których wymykały się łzy, torując sobie drogę przez zaczerwienione policzki. Pragnął jedynie trwać w świadomości, że robi właściwą rzecz.
Dlatego wpatrywał się w kominek i języki ognia liżące ceglaną ścianę wewnątrz ignorując chęć cofnięcia wszystko co powiedział i mimo, że wyraźnie usłyszał, jej drżące wciągnięcie powietrza w płuca i pociągnięcie nosem wyraz jego twarzy, ani pewna siebie postawa nie uległy zmianie.
-Może masz rację, nie wiem czego próbowałam się w tobie doszukać, na pierwszy rzut oka widać, że zależy ci tylko na samym sobie. Nic tu dla mnie nie ma– niemal słyszał jak zaciska swoją szczękę, po czym odwróciła się na pięcie i opuściła posesję braci Salvatore.


Dzień wcześniej

-O mój Boże – wykrzyknęła, kiedy wykonał ostatnie pchnięcie, doprowadzające ją do szczytu i uśmiechnęła się czując jak przyjemność dociera do każdej komórki jej ciała.
Ten tylko wstał spomiędzy jej nóg i usiadł na brzegu łóżka podciągając bokserki i spodnie. Spojrzał ukradkiem na jej ciało, szybko unoszące się pod wpływem oddechu piersi, nie kłopotała się nawet żeby je zasłonić.
Rude loki rozsypane na białych poduszkach silne kontrastowały z ich kolorem. Uśmiechnęła się czując na sobie jego spojrzenie i uchyliła powieki rozchylając leniwie usta. Wciąż czuć było od niej odór alkoholu, jednak nie przeszkadzało mu to ani trochę, nadawało to tylko pocałunkom pożądanego gorzkiego posmaku.
-Przypomnisz mi jeszcze raz twoje imię? -zapytała przesuwając dłonią po biodrze – na co zareagował ironicznym uśmiechem.
-Przed chwilą wykrzyczałaś je co najmniej sto razy, a teraz o nim zapomniałaś? - odpowiedziała mu oburzoną miną i zaczęła nakręcać pasmo swoich rudych włosów na palec – Damon.

Dzień dzisiejszy

Virginia, Mystic Falls. Lata zawsze były gorące i duszne, a to nie stanowiło wyjątku. Każdy obywatel miasteczka, który opuścił dom przed południem nie zabierając ze sobą żadnej ochrony przed słońcem ani wystarczającej ilości wody fundował sobie udar słoneczny. „Witajcie na wakacjach w naszym przyjaznym miasteczku..o ile nie umrzecie z odwodnienia ”, właśnie tak powinien głosić szyld znajdujący się na obrzeżach miasta.
Mimo, że było już późne popołudnie słońce nie zamierzało przestać prażyć i wciąż przyprawiało mieszkańców o pojękiwania spowodowane niemiłosiernie wysoką temperaturą. Nawet chłodzenie się w supermarketach w dziale mrożonej żywności wiele nie dawało. Większość zaszywała się w mieszkaniach szczęśliwców posiadających klimatyzację lub basenach sąsiadów.
-Żartujesz, prawda? - zapytała Mery popijając przez słomkę swojego truskawkowego shake'a. Siedziała na miejscu pasażera tuż obok swojej rudowłosej siostry. Obydwie miały na głowach słomiane kapelusze a na nosach okulary przeciwsłoneczne.
-Nie – ucięła krótko Alice, usiłując skupić się na drodze przed nimi. Wiatr wpadał przez maksymalnie otwarte okna samochodu chłodząc nieco jej rozpaloną skórę. Jej gburowaty nastrój mogły uzasadniać pozostałości po kacu i wczorajszej imprezie w okazji rozpoczęcia lata.
-Jak mogłaś się przespać z jakimś nieznajomym?! - wyprostowała się oburzona, jednak szybko zamilkła zmrożona spojrzeniem dziewczyny i wróciła do powolnego sączenia swojego chłodnego napoju.
-Jeżeli zapaskudzisz mi czymkolwiek siedzenia nigdy więcej nie wsiądziesz do mojej dziecinki, ostrzegam – uniosła dumnie podbródek i wykradła z torebki na słodycze siostry jednego kwaśnego żelka i wsunęła go do ust.
Mimo, że były siostrami bardzo się od siebie różniły. Alice (starsza z rodzeństwa), zgrabna, długonoga piękność. Właścicielka płomiennie rudych włosów falami opadającymi na plecy, dużych, zielonych oczu i zaciętego charakterku. Mery natomiast była drobno zbudowaną dziewczyną, chodzącą z głową w chmurach. Brunetka patrzyła na świat przez pryzmat dobroci i miłości, często źle ulokowanej.
Nie minęło zbyt wiele czasu kiedy zajechały samochodem na parking przed budynkiem. Szyld przytwierdzony na zielonym gzymsie przyozdobionym płaskorzeźbą głosił nazwę lokalu, czyli Mystic Grill. Mimo wszystko wszystko wyglądało skromnie. Całość pomalowana był farbą odcieniu khaki, która nieco spłowiała z upływem czasu, a okna przysłaniały zasłony o odcieniu kawy.
Wnętrze posesji było natomiast przytulne w przeciwieństwie do zewnętrznego wyglądu. Większość ścian była wyłożona czerwoną cegłą, a parkiet mahoniowymi panelami. W głębi lokalu znajdował się dobrze wyposażony barek, odgrodzony od klientów ladą. Pozostałości pomieszczenia wypełniały boksy jednak prócz nich znajdowały się tam również upchnięty w kącie stół do bilardu i tablica do rzutek. Nie można również nie wspomnieć o nieodłącznym zapachu alkoholu, dymu papierosowego i słodkich, truskawkowych perfum licealistek zmieszanego w jedną dziwną gorzko-słodką woń.
Mery i Alice uwielbiały tam przebywać, spędzały tam dwie czwarte swojego wolnego czasu. Może dlatego że atmosferą dawał im chociaż trochę namiastki rodzinnego ciepła? Same niezbyt często jej doznawały, rodzice w ciągłych rozjazdach, kłótnie gdy byli już razem. Były skazane na swoje wieczne towarzystwo.
Starsza z sióstr od razu zajęła miejsce przy barze wachlując się ulotkami, by chociaż trochę obniżyć temperaturę ciała. Młodsza usiadła obok niej nieco się ociągając, jak zwykle wypatrywała kogoś przystojnego, na kim mogłaby zawiesić oko i powzdychać podczas gdy Alice będzie brała udział w konkursie picia shotów na czas.


Brak komentarzy: