Księga Pierwsza
Prolog
-Dlaczego
zawsze musisz mnie odpychać, Damon, co jest w tobie takiego, że nie
chcesz mnie do siebie dopuścić?! - wykrzyknęła prosto w jego
twarz próbując wyrwać drobne, zaciśnięte dłonie z jego
żelaznego uścisku. Z jej dziecięcej twarzy nie schodził wyraz
zdeterminowania, nawet pod naporem rozwścieczonego spojrzenia
niebieskich tęczówek.
-Przestań
się doszukiwać czegoś, czego tak naprawdę nie ma – warknął
przez zaciśnięte zęby, nie zwalniając chwytu, z uporem próbując
spłoszyć ją wejrzeniem w oczy, ale doszukał się w nich tylko
wściekłości przemieszanej ze smutkiem – Musisz być aż taka
głupia? Lecieć do mnie, jak ćma do światła? Po prostu odpuść,
nic tu dla ciebie nie ma. - odepchnął od siebie jej zaciśnięte
dłonie i odwrócił się plecami od jej postaci.
Nie
chciał widzieć smutnego wzroku, którym powiodła za jego ciałem.
Nie chciał widzieć opuszczonych powiek spod których wymykały się
łzy, torując sobie drogę przez zaczerwienione policzki. Pragnął
jedynie trwać w świadomości, że robi właściwą rzecz.
Dlatego
wpatrywał się w kominek i języki ognia liżące ceglaną ścianę
wewnątrz ignorując chęć cofnięcia wszystko co powiedział i
mimo, że wyraźnie usłyszał, jej drżące wciągnięcie powietrza
w płuca i pociągnięcie nosem wyraz jego twarzy, ani pewna siebie
postawa nie uległy zmianie.
-Może
masz rację, nie wiem czego próbowałam się w tobie doszukać, na
pierwszy rzut oka widać, że zależy ci tylko na samym sobie. Nic tu
dla mnie nie ma– niemal słyszał jak zaciska swoją szczękę, po
czym odwróciła się na pięcie i opuściła posesję braci
Salvatore.
Dzień
wcześniej
-O
mój Boże – wykrzyknęła, kiedy wykonał ostatnie pchnięcie,
doprowadzające ją do szczytu i uśmiechnęła się czując jak
przyjemność dociera do każdej komórki jej ciała.
Ten
tylko wstał spomiędzy jej nóg i usiadł na brzegu łóżka
podciągając bokserki i spodnie. Spojrzał ukradkiem na jej ciało,
szybko unoszące się pod wpływem oddechu piersi, nie kłopotała
się nawet żeby je zasłonić.
Rude
loki rozsypane na białych poduszkach silne kontrastowały z ich
kolorem. Uśmiechnęła się czując na sobie jego spojrzenie i
uchyliła powieki rozchylając leniwie usta. Wciąż czuć było od
niej odór alkoholu, jednak nie przeszkadzało mu to ani trochę,
nadawało to tylko pocałunkom pożądanego gorzkiego posmaku.
-Przypomnisz
mi jeszcze raz twoje imię? -zapytała przesuwając dłonią po
biodrze – na co zareagował ironicznym uśmiechem.
-Przed chwilą wykrzyczałaś je co najmniej sto razy, a teraz o nim zapomniałaś?
- odpowiedziała mu oburzoną miną i zaczęła nakręcać pasmo
swoich rudych włosów na palec – Damon.
Dzień
dzisiejszy
Virginia,
Mystic Falls. Lata zawsze były gorące i duszne, a to nie stanowiło
wyjątku. Każdy obywatel miasteczka, który opuścił dom przed
południem nie zabierając ze sobą żadnej ochrony przed słońcem
ani wystarczającej ilości wody fundował sobie udar słoneczny.
„Witajcie na wakacjach w naszym przyjaznym miasteczku..o ile nie
umrzecie z odwodnienia ”, właśnie tak powinien głosić szyld
znajdujący się na obrzeżach miasta.
Mimo,
że było już późne popołudnie słońce nie zamierzało przestać
prażyć i wciąż przyprawiało mieszkańców o pojękiwania
spowodowane niemiłosiernie wysoką temperaturą. Nawet chłodzenie
się w supermarketach w dziale mrożonej żywności wiele nie dawało.
Większość zaszywała się w mieszkaniach szczęśliwców
posiadających klimatyzację lub basenach sąsiadów.
-Żartujesz,
prawda? - zapytała Mery popijając przez słomkę swojego
truskawkowego shake'a. Siedziała na miejscu pasażera tuż obok
swojej rudowłosej siostry. Obydwie miały na głowach słomiane
kapelusze a na nosach okulary przeciwsłoneczne.
-Nie
– ucięła krótko Alice, usiłując skupić się na drodze przed
nimi. Wiatr wpadał przez maksymalnie otwarte okna samochodu chłodząc
nieco jej rozpaloną skórę. Jej gburowaty nastrój mogły uzasadniać pozostałości po kacu i wczorajszej imprezie w okazji
rozpoczęcia lata.
-Jak
mogłaś się przespać z jakimś nieznajomym?! - wyprostowała się
oburzona, jednak szybko zamilkła zmrożona spojrzeniem dziewczyny i
wróciła do powolnego sączenia swojego chłodnego napoju.
-Jeżeli
zapaskudzisz mi czymkolwiek siedzenia nigdy więcej nie wsiądziesz
do mojej dziecinki, ostrzegam – uniosła dumnie podbródek i
wykradła z torebki na słodycze siostry jednego kwaśnego żelka i
wsunęła go do ust.
Mimo,
że były siostrami bardzo się od siebie różniły. Alice (starsza
z rodzeństwa), zgrabna, długonoga piękność. Właścicielka płomiennie rudych włosów falami opadającymi na plecy, dużych,
zielonych oczu i zaciętego charakterku. Mery natomiast była drobno zbudowaną dziewczyną, chodzącą z głową w chmurach. Brunetka
patrzyła na świat przez pryzmat dobroci i miłości, często źle
ulokowanej.
Nie
minęło zbyt wiele czasu kiedy zajechały samochodem na parking
przed budynkiem. Szyld przytwierdzony na zielonym gzymsie
przyozdobionym płaskorzeźbą głosił nazwę lokalu, czyli Mystic
Grill. Mimo wszystko wszystko wyglądało skromnie. Całość
pomalowana był farbą odcieniu khaki, która nieco spłowiała z upływem czasu, a okna
przysłaniały zasłony o odcieniu kawy.
Wnętrze
posesji było natomiast przytulne w przeciwieństwie do zewnętrznego
wyglądu. Większość ścian była wyłożona czerwoną cegłą, a
parkiet mahoniowymi panelami. W głębi lokalu znajdował się
dobrze wyposażony barek, odgrodzony od klientów ladą. Pozostałości pomieszczenia wypełniały boksy jednak prócz nich znajdowały się tam również upchnięty w kącie stół do bilardu i tablica do rzutek. Nie można
również nie wspomnieć o nieodłącznym zapachu alkoholu, dymu
papierosowego i słodkich, truskawkowych perfum licealistek
zmieszanego w jedną dziwną gorzko-słodką woń.
Mery
i Alice uwielbiały tam przebywać, spędzały tam dwie czwarte
swojego wolnego czasu. Może dlatego że atmosferą dawał im chociaż
trochę namiastki rodzinnego ciepła? Same niezbyt często jej
doznawały, rodzice w ciągłych rozjazdach, kłótnie gdy byli już
razem. Były skazane na swoje wieczne towarzystwo.
Starsza
z sióstr od razu zajęła miejsce przy barze wachlując się
ulotkami, by chociaż trochę obniżyć temperaturę ciała. Młodsza
usiadła obok niej nieco się ociągając, jak zwykle wypatrywała
kogoś przystojnego, na kim mogłaby zawiesić oko i powzdychać
podczas gdy Alice będzie brała udział w konkursie picia shotów na
czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz