niedziela, 4 stycznia 2015

Księga Pierwsza l Rozdział pierwszy

Księga Pierwsza
Rozdział Pierwszy



1 lipca
Drogi Pamiętniku,
wakacje się rozpoczęły. Wszyscy moi znajomi zdążyli już spakować manatki i wyjechać do miejsca z dostępem do zbiornika wodnego. Ja? Zostałam wraz z Alice. Dlaczego? Mimo, że temperatura sięgała około trzydzieściu pięciu stopni Celsjusza, niebo było bezchmurne, a warunki majątkowe dogodne postanowiłyśmy nigdzie nie wyjeżdżać.
Nawet w Mystic Grillu panują pustki! Aż ciężko w to uwierzyć, ale na posterunku został tylko Matt, który większość czasu spędzał za ladą przeglądając magazyny sportowe. Często zostajemy wraz z siostrą aż do godzin zamknięcia lokalu by nie spędzał czasu tylko z samym sobą, nawet jeżeli niejednokrotnie przekonuje nas, że samotność mu odpowiada.
Wiedziałam jednak, że dotrzymywanie mu czasu nie jest jedynym powodem dla którego tak często bywamy w Grillu. Raz na jakiś czas pojawia się tam dwóch dość młodych mężczyzn, zazwyczaj w wieczornych porach. Alice robi się czerwona za każdym razem, kiedy jeden z nich (blondyn) pojawia się samotnie, jednakże gdy zjawia się z nim ten drugi jak najszybciej chce się ulotnić. Nie wiem na czym polega jej problem, ale w końcu to z niej wyciągnę.
Rozmyślałyśmy nad krótkim pobytem nad jeziorem jednak po dłużyszm namyśle zdecydowałyśmy, że wolimy zostać w domu. Pilnować go na wypadek gdyby któreś z rodziców zechciało się pojawić pomiędzy wyprawami biznesowymi. Nie miałam z nimi (tak jak i Alice) zbyt bliskich relacji jednak mimo wszystko. Są moimi opiekunami, stworzyli mnie. Nie powinnam być za to wdzięczna i spędzić z nimi chociaż tą jedną setną czasu swojego czasu, który mi poświęcają?

Dzisiejszy dzień nie stanowił wyjątku od reguły. Jak zwykle od południa siostry Whitemore spędzały czas w Mystic Grill. Klimatyzator nastawiony był na pełne obroty, ale nie dawał zbytniej ulgi ani nie obniżał temperatury. Wszyscy klienci, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez lokal narzekali i zalecali jak najszybszą naprawę.
-Co ty znowu tam bazgrolisz, mały emosie? - rudowłosa pochyliła się nad ramieniem swojej młodszej siostry, ale nie zdążyła nic zobaczyć ponieważ ta zatrzasnęła szybko dziennik.
-Ile razy mam ci powtarzać, że to nie twój biznes? - zdenerwowała się i zacisnęła palce na dzienniku. Przez chwilę mierzyły się spojrzeniami, żadna z nich nie zamierzała ustąpić.
Matt wycierający ladę przyjrzał im się uważnie i uśmiechnął tym swoim dziecięcym uśmiechem. Był chłopakiem z sąsiedztwa, którego obie znały całe swoje życie. Blondyn, niebieskie oczy, rozgrywający w szkolnej drużynie. Brzmi jak wymarzony chłopak prawda? Alice nawet spotykała się z nim przez chwilę, jednak jak to stwierdziła „nie było między nimi odpowiedniej pasji” i rozeszli się, każdy w swoją stronę.
-Spokojnie, kocice – zażartował i uniósł dłonie w obronnym geście, kiedy obie zmroziły go spojrzeniem. Postanowił zmienić temat widząc, że siostry są dzisiaj nie w sosie – Wybieracie się może na imprezę, którą urządza Tyler?
Obydwie dziewczyny tego poranka miały małą sprzeczkę, jak zwykle o jakąś banalną rzecz, ale potrafiły drzeć koty o wszystko, zwłaszcza, że zaczęły dzień w tak niemiły sposób. Zaczęło się od niezmytych przez Mery naczyń, mimo że była to jej kolej. Później brunetka zwróciła swojej siostrze uwagę o nie posprzątaną łazienkę i tak to się zaczęło.
-Imprezę? - zapytała Alice wyraźnie zaciekawiona. Była wielką fanką jakichkolwiek wydarzeń, które zawierały darmowy alkohol i dobre towarzystwo – Czemu jak zwykle dowiaduję się ostatnia? Opowiedz coś o niej więcej, Matty – poprosiła pieszczotliwie na co druga zareagowała przewróceniem oczu.
Chłopak z chęcia wprowadził je w tematykę wydarzenia. Odbywała się nad jeziorem w rozległej posiadłoci Loockwood'ów. Rodzice chłopaka opuścili miasto by wypocząć nad Morzem Śródziemnym, a ich syn nie zamierzał próżnować z tego powodu dlatego już na następny dzień planował wielką balange, na którą miało zaproszenie całe miasto.
-Z chęcią wpadniemy – zakończyła wywód blondyna starsza z sióstr Whitemore – Do zobaczenia wieczorem, Matty blue-blue – i nagle całe napięcie i zły nastrój wyparowały.

Mery słyszała już o posiadłości państwa Loockwood dużo razy, o tym jaka jest rozległa, bogata. Jednak wszystkie te opowieści nijak nie przygotowały ją na widok, który zobaczyła po wyjściu z samochodu starszej siostry.
Tuż przed nią rozciągał się wielki trawnik który zdążył się już pokryć czerwonymi, plastikowymi kubeczkami, a na placu przed budynkiem pluskała radośnie fontanna zawierająca posąg marmurowego uchwyconego w ruchu anioła. W centrum wybrukowanej przestrzeni znajdowały się szerokie schody prowadzące do rezydencji, z której wydobywała się głośna muzyka i śmiech uczestników imprezy. Na zewnątrz również znajdowało się sporo osób pijanych jak i tych trzeźwych. Rozmawiali, tańczyli i pili napoje wysokoprocentowe, czyli typowe zajęcia na imprezach.
-Już nie mogę się doczekać! - zaklaskała w dłonie Alice sunąc do przodu na swoich kilkunastocentrymetrowych czarnych szpilkach, brunetka nigdy nie mogła zrozumieć po co katować swoje stopy w ten sposób.
Mery postanowiła przemilczeć to wyznanie, nigdy nie ciągnęło ją do wydarzeń tego typu, ale czasem mogła się poświęcić dla swojej siostry, zwłaszcza, że bardzo jej zależało, żeby ktoś podwiózł ją do domu kiedy zaleje się w trupa. Jej własne słowa.
Alice stroiła się na tą imprezę co najmniej godzinę. Wyprostowała włosy, które opadały na jej plecy aż do pasa, powieki przeciągnęła czarnym eyelinerem i podkreśliła maskarą. Na sobie miała czarną sukienkę bez pleców, która kończyła się spory kawałek przed kolanem. Jej młodsza siostra postanawiała nie przesadzać, związała ciemne włosy w chaotycznego koka, z którego wymykało się parę kosmyków, oczy podkreśliła lekko brązowym cieniem. Ubrała czarny podkoszulek, który odsłaniał spory kawałek jej pleców, w tym łopatki i obcisłe dżinsy.
Kiedy już wspięły się po schodach i weszły do holu rudowłosa od razu udała się w stronę otwartego barku zostawiając Mery za sobą, ta tylko wzruszyła ramionami spodziewając się, że tak będzie i rozejrzała wokoło. Wszędzie byli ludzie, dosłownie wszędzie. Niektórzy tłoczyli się przy ścianach, niektórzy na podłodze, ale znajdywali się też tacy, którzy tańczyli na mosiężnych, rzeźbionych stołach i innych kosztownych meblach.
Pierwszą znajomą osobę jaką zauważyła była powszechnie znana, popularna i piękna Elena Gilbert. Ta dziewczyna była świadoma swojej atrakcyjności. Proste ciemne włosy za łopatki, nieskażona żadną niedoskonałością oliwkowa skóra, śmiejące się oczy i szeroki, perłowy uśmiech. Wydawała się miła, ale Mery nigdy się do niej nie przekonała, wolała trzymać się Alice. Nastolatka jak zwykle spędzała czas w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Opierała dłoń na biodrze i posyłała mu swoje firmowe uśmiechy.

2 lipca
Wczorajsza impreza była niesamowita i... dziwna. Można by powiedzieć, że niesamowicie dziwna. Po około dwóch godzinach zabawy zostaliśmy wyproszeni, popędzani przez Tylera i parę innych osób. Na ich twarzach było widać zdenerwowanie, ale nikt nie znał jego powodu. W gronie, które pozostało w rezydencji została Elena Gilbert, co w sumie mnie nie zdziwiło, jej młodszy brat, Caroline Forbes, Bonnie Bennet i tych dwóch przystojnych mężczyzn, którzy jak się dowiedziałam są braćmi. Stefan i Damon Salvatore. To ich widywałam już parę razy w Grillu.
Kiedy obróciłam się w drzwiach, wypraszana jako jedna z ostatnich osób zdążyłam im się przez chwilę przyjrzeć i porównać, kiedy stali ramię w ramię. Byli jak dzień i noc, kompletnie inni, ale dało się zauważyć drobne podobieństwo. Stefan, młodszy, ale odrobnię wyższego wzrostu miał włosy o odcieniu ciemnego blondu i zielone oczy, natomiast starszy z nich, Damon, niesamowicie bladą skórę, z którą kontrastowały ciemna fryzura (jakby dopiero co wyszedł z łóżka) i przyciągające uwagę jasno-niebieskie tęczówki.
Zanim opuściłam posesję Loockwode'ów starszy Salvatore zdążył spojrzeć prosto na mnie. Jego oczy błysnęły, wyrażały jakąś emocję jednak nim zdążyłam ją zidentyfikować znowu stały się obojętne jak wcześniej. Ciągle się głowię co mogło ono oznaczać. Próbowałam zasnąć wczorajszej nocy, ale jedyne o czym byłam w stanie myśleć to właśnie to spojrzenie.

-Wydajesz się znudzona – brunetka obróciła się gwałtownie na dźwięk głosu dobiegającego zza jej pleców – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć - uśmiechnął się łagodnie blondyn – Jestem Stefan – wyciągnął rękę, którą dziewczyna niepewnie ścisnęła i przedstawiła mu się.
Mery rozponała w nim mężczyznę, który często pojawiał się w Mystic Grill. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej niż z daleka. Miał na sobie czarny, prosty t-shirt, który zdradzał jego umięsnioną klatkę piersiową i ramiona.
-Jestem tu wyłącznie na życzenie mojej siostry, ktoś musi odwieźć ją potem do domu – oznajmiła – Nie interesuje mnie upijanie się do nieprzytomnego i uprawianie seksu z nieznajomymi – sprostowała na co zareagował śmiechem i poprawił machinialnym gestem i tak już perfekcyjnie ułożone włosy – A ty? Co tutaj robisz?
-Pilnuję mojego brata, jest nieco... - zamyślił się szukając w myślach odpowiedniego słowa – Niestabliny – dokończył, na co dziewczyna skinęła głową – A twoja siostra? Gdzie się podziewa?
-Dokładnie tam – wskazała palcem na pijące na czas tequilę osoby – Ruda, zielone oczy, potencjalny szaleniec. Ma na imię Alice – wyjaśniła, na co zareagował uśmiechem nie potrafiąc go powstrzymać i kiwnął głową – A twój brat?
-Pozwól mi sam się przedstawić, braciszku – usłyszała głos i znikąd wyrosła przed nią kolejna postać – Jestem Damon, brat Stefana – uśmiechnął się zabójczo i uniósł dłoń brunetki by złożyć na jej wierzchu delikatny pocałunek. Nim Mery zdążyła jakkolwiek zareagować na jej ramieniu uwiesiła się kolejna osoba.

Zdążył mi się tylko przedstawić, może nawiązalibyśmy jakąś rozmowę, ale kompletnie pijana Alice przykleiła się do mojego ramienia mamrocząc pod nosem jak bardzo chciałaby być elfem i nim się obejrzałam obojgu chłopaków już nie było. Próbowałam ich potem odszukac wraz z nietrzeźwą przybłędą u boku, ale nie minęła chwila, a zostałam wciągnięta w wir opuszczających posesję imprezowiczów.
Wiem tylko, że spojrzenie, jakie rzucił mi po muśnięciu mojej dłoni zdawało się... przenikające. Jakby czytał z mojej duszy, przeszukując ją tymi swoimi niebieskimi oczętami. Dotyk ust był miękki i pozostawił na mojej długotrwałe mrowienie. Nieważne jak bardzo się staram nie mogę go wyrzucić z mojej głowy, jakbym była pod wpływem jakiegoś uroku.
Kto wie, może jestem.

czwartek, 1 stycznia 2015

Księga Pierwsza l Prolog

Księga Pierwsza
Prolog



-Dlaczego zawsze musisz mnie odpychać, Damon, co jest w tobie takiego, że nie chcesz mnie do siebie dopuścić?! - wykrzyknęła prosto w jego twarz próbując wyrwać drobne, zaciśnięte dłonie z jego żelaznego uścisku. Z jej dziecięcej twarzy nie schodził wyraz zdeterminowania, nawet pod naporem rozwścieczonego spojrzenia niebieskich tęczówek.
-Przestań się doszukiwać czegoś, czego tak naprawdę nie ma – warknął przez zaciśnięte zęby, nie zwalniając chwytu, z uporem próbując spłoszyć ją wejrzeniem w oczy, ale doszukał się w nich tylko wściekłości przemieszanej ze smutkiem – Musisz być aż taka głupia? Lecieć do mnie, jak ćma do światła? Po prostu odpuść, nic tu dla ciebie nie ma. - odepchnął od siebie jej zaciśnięte dłonie i odwrócił się plecami od jej postaci.
Nie chciał widzieć smutnego wzroku, którym powiodła za jego ciałem. Nie chciał widzieć opuszczonych powiek spod których wymykały się łzy, torując sobie drogę przez zaczerwienione policzki. Pragnął jedynie trwać w świadomości, że robi właściwą rzecz.
Dlatego wpatrywał się w kominek i języki ognia liżące ceglaną ścianę wewnątrz ignorując chęć cofnięcia wszystko co powiedział i mimo, że wyraźnie usłyszał, jej drżące wciągnięcie powietrza w płuca i pociągnięcie nosem wyraz jego twarzy, ani pewna siebie postawa nie uległy zmianie.
-Może masz rację, nie wiem czego próbowałam się w tobie doszukać, na pierwszy rzut oka widać, że zależy ci tylko na samym sobie. Nic tu dla mnie nie ma– niemal słyszał jak zaciska swoją szczękę, po czym odwróciła się na pięcie i opuściła posesję braci Salvatore.


Dzień wcześniej

-O mój Boże – wykrzyknęła, kiedy wykonał ostatnie pchnięcie, doprowadzające ją do szczytu i uśmiechnęła się czując jak przyjemność dociera do każdej komórki jej ciała.
Ten tylko wstał spomiędzy jej nóg i usiadł na brzegu łóżka podciągając bokserki i spodnie. Spojrzał ukradkiem na jej ciało, szybko unoszące się pod wpływem oddechu piersi, nie kłopotała się nawet żeby je zasłonić.
Rude loki rozsypane na białych poduszkach silne kontrastowały z ich kolorem. Uśmiechnęła się czując na sobie jego spojrzenie i uchyliła powieki rozchylając leniwie usta. Wciąż czuć było od niej odór alkoholu, jednak nie przeszkadzało mu to ani trochę, nadawało to tylko pocałunkom pożądanego gorzkiego posmaku.
-Przypomnisz mi jeszcze raz twoje imię? -zapytała przesuwając dłonią po biodrze – na co zareagował ironicznym uśmiechem.
-Przed chwilą wykrzyczałaś je co najmniej sto razy, a teraz o nim zapomniałaś? - odpowiedziała mu oburzoną miną i zaczęła nakręcać pasmo swoich rudych włosów na palec – Damon.

Dzień dzisiejszy

Virginia, Mystic Falls. Lata zawsze były gorące i duszne, a to nie stanowiło wyjątku. Każdy obywatel miasteczka, który opuścił dom przed południem nie zabierając ze sobą żadnej ochrony przed słońcem ani wystarczającej ilości wody fundował sobie udar słoneczny. „Witajcie na wakacjach w naszym przyjaznym miasteczku..o ile nie umrzecie z odwodnienia ”, właśnie tak powinien głosić szyld znajdujący się na obrzeżach miasta.
Mimo, że było już późne popołudnie słońce nie zamierzało przestać prażyć i wciąż przyprawiało mieszkańców o pojękiwania spowodowane niemiłosiernie wysoką temperaturą. Nawet chłodzenie się w supermarketach w dziale mrożonej żywności wiele nie dawało. Większość zaszywała się w mieszkaniach szczęśliwców posiadających klimatyzację lub basenach sąsiadów.
-Żartujesz, prawda? - zapytała Mery popijając przez słomkę swojego truskawkowego shake'a. Siedziała na miejscu pasażera tuż obok swojej rudowłosej siostry. Obydwie miały na głowach słomiane kapelusze a na nosach okulary przeciwsłoneczne.
-Nie – ucięła krótko Alice, usiłując skupić się na drodze przed nimi. Wiatr wpadał przez maksymalnie otwarte okna samochodu chłodząc nieco jej rozpaloną skórę. Jej gburowaty nastrój mogły uzasadniać pozostałości po kacu i wczorajszej imprezie w okazji rozpoczęcia lata.
-Jak mogłaś się przespać z jakimś nieznajomym?! - wyprostowała się oburzona, jednak szybko zamilkła zmrożona spojrzeniem dziewczyny i wróciła do powolnego sączenia swojego chłodnego napoju.
-Jeżeli zapaskudzisz mi czymkolwiek siedzenia nigdy więcej nie wsiądziesz do mojej dziecinki, ostrzegam – uniosła dumnie podbródek i wykradła z torebki na słodycze siostry jednego kwaśnego żelka i wsunęła go do ust.
Mimo, że były siostrami bardzo się od siebie różniły. Alice (starsza z rodzeństwa), zgrabna, długonoga piękność. Właścicielka płomiennie rudych włosów falami opadającymi na plecy, dużych, zielonych oczu i zaciętego charakterku. Mery natomiast była drobno zbudowaną dziewczyną, chodzącą z głową w chmurach. Brunetka patrzyła na świat przez pryzmat dobroci i miłości, często źle ulokowanej.
Nie minęło zbyt wiele czasu kiedy zajechały samochodem na parking przed budynkiem. Szyld przytwierdzony na zielonym gzymsie przyozdobionym płaskorzeźbą głosił nazwę lokalu, czyli Mystic Grill. Mimo wszystko wszystko wyglądało skromnie. Całość pomalowana był farbą odcieniu khaki, która nieco spłowiała z upływem czasu, a okna przysłaniały zasłony o odcieniu kawy.
Wnętrze posesji było natomiast przytulne w przeciwieństwie do zewnętrznego wyglądu. Większość ścian była wyłożona czerwoną cegłą, a parkiet mahoniowymi panelami. W głębi lokalu znajdował się dobrze wyposażony barek, odgrodzony od klientów ladą. Pozostałości pomieszczenia wypełniały boksy jednak prócz nich znajdowały się tam również upchnięty w kącie stół do bilardu i tablica do rzutek. Nie można również nie wspomnieć o nieodłącznym zapachu alkoholu, dymu papierosowego i słodkich, truskawkowych perfum licealistek zmieszanego w jedną dziwną gorzko-słodką woń.
Mery i Alice uwielbiały tam przebywać, spędzały tam dwie czwarte swojego wolnego czasu. Może dlatego że atmosferą dawał im chociaż trochę namiastki rodzinnego ciepła? Same niezbyt często jej doznawały, rodzice w ciągłych rozjazdach, kłótnie gdy byli już razem. Były skazane na swoje wieczne towarzystwo.
Starsza z sióstr od razu zajęła miejsce przy barze wachlując się ulotkami, by chociaż trochę obniżyć temperaturę ciała. Młodsza usiadła obok niej nieco się ociągając, jak zwykle wypatrywała kogoś przystojnego, na kim mogłaby zawiesić oko i powzdychać podczas gdy Alice będzie brała udział w konkursie picia shotów na czas.