Księga Pierwsza
Rozdział Pierwszy
1
lipca
Drogi
Pamiętniku,
wakacje
się rozpoczęły. Wszyscy moi znajomi zdążyli już spakować
manatki i wyjechać do miejsca z dostępem do zbiornika wodnego. Ja?
Zostałam wraz z Alice. Dlaczego? Mimo, że temperatura sięgała
około trzydzieściu pięciu stopni Celsjusza, niebo było
bezchmurne, a warunki majątkowe dogodne postanowiłyśmy nigdzie nie
wyjeżdżać.
Nawet
w Mystic
Grillu panują pustki! Aż ciężko w to uwierzyć,
ale na posterunku został tylko Matt, który większość czasu
spędzał za ladą przeglądając magazyny sportowe. Często
zostajemy wraz z siostrą aż do godzin zamknięcia lokalu by nie
spędzał czasu tylko z samym sobą, nawet jeżeli niejednokrotnie
przekonuje nas, że samotność mu odpowiada.
Wiedziałam
jednak, że dotrzymywanie mu czasu nie jest jedynym powodem dla
którego tak często bywamy w Grillu.
Raz na jakiś czas pojawia się tam dwóch dość młodych mężczyzn,
zazwyczaj w wieczornych porach. Alice robi się czerwona za każdym
razem, kiedy jeden z nich (blondyn) pojawia się samotnie, jednakże
gdy zjawia się z nim ten drugi jak najszybciej chce się ulotnić.
Nie wiem na czym polega jej problem, ale w końcu to z niej wyciągnę.
Rozmyślałyśmy
nad krótkim pobytem nad jeziorem jednak po dłużyszm namyśle
zdecydowałyśmy, że wolimy zostać w domu. Pilnować go na wypadek
gdyby któreś z rodziców zechciało się pojawić pomiędzy
wyprawami biznesowymi. Nie miałam z nimi (tak jak i Alice) zbyt
bliskich relacji jednak mimo wszystko. Są moimi opiekunami,
stworzyli mnie. Nie powinnam być za to wdzięczna i spędzić z nimi
chociaż tą jedną setną czasu swojego czasu, który mi poświęcają?
Dzisiejszy
dzień nie stanowił wyjątku od
reguły. Jak zwykle od
południa siostry Whitemore
spędzały czas w Mystic Grill. Klimatyzator
nastawiony był na pełne obroty, ale nie dawał zbytniej ulgi ani
nie obniżał temperatury. Wszyscy klienci, którzy kiedykolwiek
przewinęli się przez lokal narzekali i zalecali jak
najszybszą naprawę.
-Co
ty znowu tam bazgrolisz, mały emosie? - rudowłosa pochyliła się
nad ramieniem swojej młodszej siostry, ale nie zdążyła nic
zobaczyć ponieważ ta
zatrzasnęła szybko dziennik.
-Ile
razy mam ci powtarzać, że to nie twój biznes? - zdenerwowała się
i zacisnęła palce na dzienniku. Przez chwilę mierzyły się
spojrzeniami, żadna z nich nie zamierzała ustąpić.
Matt
wycierający ladę przyjrzał im się uważnie i uśmiechnął tym
swoim dziecięcym uśmiechem. Był chłopakiem z sąsiedztwa, którego
obie znały całe swoje życie. Blondyn, niebieskie oczy,
rozgrywający w szkolnej drużynie. Brzmi jak wymarzony chłopak
prawda? Alice nawet spotykała się z nim przez chwilę, jednak jak
to stwierdziła „nie było między nimi odpowiedniej pasji” i
rozeszli się, każdy w swoją stronę.
-Spokojnie,
kocice – zażartował i uniósł dłonie w obronnym geście, kiedy
obie zmroziły go spojrzeniem. Postanowił zmienić temat widząc, że
siostry są dzisiaj nie w sosie – Wybieracie się może na imprezę,
którą urządza Tyler?
Obydwie
dziewczyny tego poranka miały małą sprzeczkę, jak zwykle o jakąś
banalną rzecz, ale potrafiły drzeć koty o wszystko, zwłaszcza, że
zaczęły dzień w tak niemiły sposób. Zaczęło się od niezmytych
przez Mery naczyń, mimo że była to jej kolej. Później brunetka
zwróciła swojej siostrze uwagę o nie posprzątaną łazienkę i
tak to się zaczęło.
-Imprezę?
- zapytała Alice wyraźnie zaciekawiona. Była wielką fanką
jakichkolwiek wydarzeń, które zawierały darmowy alkohol i dobre
towarzystwo – Czemu jak zwykle dowiaduję się ostatnia? Opowiedz
coś o niej więcej, Matty – poprosiła pieszczotliwie na co druga
zareagowała przewróceniem oczu.
Chłopak
z chęcia wprowadził je w tematykę wydarzenia.
Odbywała się nad jeziorem w rozległej posiadłoci Loockwood'ów.
Rodzice chłopaka
opuścili miasto by wypocząć nad Morzem Śródziemnym, a ich syn
nie zamierzał próżnować z tego powodu dlatego już na następny
dzień planował wielką balange, na którą miało zaproszenie całe
miasto.
-Z
chęcią wpadniemy – zakończyła wywód blondyna starsza z sióstr
Whitemore – Do zobaczenia
wieczorem, Matty blue-blue –
i nagle całe napięcie i zły nastrój wyparowały.
Mery
słyszała już o posiadłości państwa Loockwood dużo razy, o tym
jaka jest rozległa, bogata. Jednak wszystkie te opowieści nijak nie
przygotowały ją na widok, który zobaczyła po wyjściu z samochodu
starszej siostry.
Tuż
przed nią rozciągał się wielki trawnik który zdążył się już
pokryć czerwonymi, plastikowymi kubeczkami, a na placu przed
budynkiem pluskała radośnie fontanna zawierająca
posąg marmurowego uchwyconego w ruchu anioła.
W centrum wybrukowanej
przestrzeni znajdowały się
szerokie schody prowadzące do rezydencji, z której wydobywała się
głośna muzyka i śmiech uczestników imprezy. Na zewnątrz również
znajdowało się sporo osób pijanych jak i tych trzeźwych.
Rozmawiali, tańczyli i pili
napoje wysokoprocentowe, czyli typowe zajęcia na imprezach.
-Już
nie mogę się doczekać! - zaklaskała w dłonie Alice sunąc do
przodu na swoich kilkunastocentrymetrowych czarnych szpilkach,
brunetka nigdy nie mogła zrozumieć po co katować swoje stopy w ten
sposób.
Mery
postanowiła przemilczeć to wyznanie, nigdy nie ciągnęło ją do
wydarzeń tego typu, ale czasem mogła się poświęcić dla swojej
siostry, zwłaszcza, że bardzo jej zależało, żeby ktoś podwiózł
ją do domu kiedy zaleje się w trupa. Jej własne słowa.
Alice
stroiła się na tą imprezę co najmniej godzinę. Wyprostowała
włosy, które opadały na jej plecy aż do pasa, powieki
przeciągnęła czarnym eyelinerem i podkreśliła maskarą. Na sobie
miała czarną sukienkę bez pleców, która kończyła się spory
kawałek przed kolanem. Jej młodsza siostra postanawiała nie
przesadzać, związała ciemne włosy w chaotycznego koka, z którego
wymykało się parę kosmyków, oczy podkreśliła lekko brązowym
cieniem. Ubrała czarny podkoszulek, który odsłaniał spory kawałek
jej pleców, w tym łopatki i obcisłe dżinsy.
Kiedy
już wspięły się po schodach i weszły do holu rudowłosa od razu
udała się w stronę otwartego barku zostawiając Mery za sobą, ta
tylko wzruszyła ramionami spodziewając się, że tak będzie i
rozejrzała wokoło. Wszędzie byli ludzie, dosłownie wszędzie.
Niektórzy tłoczyli się przy ścianach, niektórzy na podłodze,
ale znajdywali się też tacy, którzy tańczyli na mosiężnych,
rzeźbionych stołach i innych kosztownych
meblach.
Pierwszą
znajomą osobę jaką zauważyła była powszechnie znana, popularna
i piękna Elena Gilbert. Ta dziewczyna była świadoma swojej
atrakcyjności. Proste ciemne włosy za łopatki, nieskażona żadną
niedoskonałością oliwkowa skóra, śmiejące się oczy i szeroki,
perłowy uśmiech. Wydawała się miła, ale Mery nigdy się do niej
nie przekonała, wolała trzymać się Alice. Nastolatka jak zwykle
spędzała czas w
towarzystwie jakiegoś chłopaka. Opierała dłoń na biodrze i
posyłała mu swoje firmowe uśmiechy.
2 lipca
Wczorajsza
impreza była niesamowita i... dziwna. Można by powiedzieć, że
niesamowicie dziwna. Po około dwóch godzinach zabawy zostaliśmy
wyproszeni, popędzani przez Tylera i parę innych osób. Na ich
twarzach było widać zdenerwowanie, ale nikt nie znał jego powodu.
W gronie, które pozostało w rezydencji została Elena Gilbert, co w
sumie mnie nie zdziwiło, jej młodszy brat, Caroline Forbes, Bonnie
Bennet i tych dwóch przystojnych mężczyzn, którzy jak się
dowiedziałam są braćmi. Stefan i Damon Salvatore. To ich widywałam
już parę razy w Grillu.
Kiedy
obróciłam się w drzwiach, wypraszana jako jedna z ostatnich osób
zdążyłam im się przez chwilę przyjrzeć i porównać, kiedy
stali ramię w ramię. Byli jak dzień i noc, kompletnie inni, ale
dało się zauważyć drobne podobieństwo. Stefan, młodszy, ale
odrobnię wyższego wzrostu miał włosy o odcieniu ciemnego blondu i
zielone oczy, natomiast starszy z nich, Damon, niesamowicie bladą
skórę, z którą kontrastowały ciemna fryzura (jakby dopiero co
wyszedł z łóżka) i przyciągające uwagę jasno-niebieskie
tęczówki.
Zanim
opuściłam posesję Loockwode'ów starszy Salvatore zdążył
spojrzeć prosto na mnie. Jego oczy błysnęły, wyrażały jakąś
emocję jednak nim zdążyłam ją zidentyfikować znowu stały się
obojętne jak wcześniej. Ciągle się głowię co mogło ono
oznaczać. Próbowałam zasnąć wczorajszej nocy, ale jedyne o czym
byłam w stanie myśleć to właśnie to spojrzenie.
-Wydajesz
się znudzona – brunetka obróciła się gwałtownie na dźwięk
głosu dobiegającego zza jej pleców – Przepraszam, nie chciałem
cię przestraszyć - uśmiechnął się łagodnie blondyn – Jestem
Stefan – wyciągnął rękę, którą dziewczyna niepewnie ścisnęła
i przedstawiła mu się.
Mery
rozponała w nim mężczyznę, który często pojawiał się w Mystic
Grill. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej niż z daleka. Miał na
sobie czarny, prosty t-shirt, który zdradzał jego umięsnioną
klatkę piersiową i ramiona.
-Jestem
tu wyłącznie na życzenie mojej siostry, ktoś musi odwieźć ją
potem do domu – oznajmiła – Nie interesuje mnie upijanie się do
nieprzytomnego i uprawianie seksu z nieznajomymi – sprostowała na
co zareagował śmiechem i poprawił machinialnym gestem i tak już
perfekcyjnie ułożone włosy – A ty? Co tutaj robisz?
-Pilnuję
mojego brata, jest nieco... - zamyślił się szukając w myślach
odpowiedniego słowa – Niestabliny – dokończył, na co
dziewczyna skinęła głową – A twoja siostra? Gdzie się
podziewa?
-Dokładnie
tam – wskazała palcem na pijące na czas tequilę osoby – Ruda,
zielone oczy, potencjalny szaleniec. Ma na imię Alice – wyjaśniła,
na co zareagował uśmiechem nie potrafiąc go powstrzymać i kiwnął
głową – A twój brat?
-Pozwól
mi sam się przedstawić, braciszku – usłyszała głos i znikąd
wyrosła przed nią kolejna postać – Jestem Damon, brat Stefana –
uśmiechnął się zabójczo i uniósł dłoń brunetki by złożyć
na jej wierzchu delikatny pocałunek. Nim Mery zdążyła jakkolwiek
zareagować na jej ramieniu uwiesiła się kolejna osoba.
Zdążył
mi się tylko przedstawić, może nawiązalibyśmy jakąś rozmowę,
ale kompletnie pijana Alice przykleiła się do mojego ramienia
mamrocząc pod nosem jak bardzo chciałaby być elfem i nim
się obejrzałam obojgu chłopaków już nie było. Próbowałam ich
potem odszukac wraz z nietrzeźwą przybłędą u boku, ale nie
minęła chwila, a zostałam wciągnięta w wir opuszczających
posesję imprezowiczów.
Wiem
tylko, że spojrzenie, jakie rzucił mi po muśnięciu mojej dłoni
zdawało się... przenikające. Jakby czytał z mojej duszy,
przeszukując ją tymi swoimi niebieskimi oczętami. Dotyk ust był
miękki i pozostawił na mojej długotrwałe mrowienie. Nieważne jak
bardzo się staram nie mogę go wyrzucić z mojej głowy, jakbym była
pod wpływem jakiegoś uroku.
Kto
wie, może jestem.